Od razu na wstępie wam powiem, że mogą się w tym rozdziale pojawić błędy (za które przepraszam) :)
Chooociaż, że nie wyszedł idealnie to jest :D
To chyba tyle ;)
Miłego czytania ;>
~E
***
Po odrobieniu pracy domowej z Ginny postanowiłyśmy wybrać
się do wielkiej sali, aby coś zjeść i odpocząć. Dziś na obiad był kurczak, co
mnie lekko zdziwiło, ponieważ nigdy nie było kurczaka w Hogwarcie. Najwyraźniej
profesor Dumbledore postanowił wprowadzić tak jakby „mugolskie” zmiany. Cieszyłam
się z tego powodu, lecz gdy zobaczyłam kto siedział kilka metrów w przód mnie
zesłupiałam. To był Malfoy, który wtapiał swoje gały wprost na mnie. Wkurzało
mnie to, choć wiedziałam, że on łatwo nie odpuści. Ginny coś tam bełkotała, ale
ja nie mogłam się skupić. Czasem tego ślizgona lubię, lecz czasem chciałabym
rzucić na niego Crucio, co byłoby gorszym pomysłem:
- Hermiono Granger, wracaj na ziemię. – walnęła w stół
Ginny, a po chwili dodała. – Nie dość, że ten ślizgon namieszał ci w głowie, to
teraz przez niego nie możesz się skupić.
- Co? Jestem bardzo skupiona, mów dalej. – odpowiedziałam
próbując uniknąć kłótni.
- Wiesz, że niedługo ma się odbyć trening drużyny Qudditcha
Gryffindoru, przyjdziesz popatrzeć? – spytała patrząc się na mnie.
- No jasne, że tak. – powiedziałam nie przestając się
patrzeć wprost w Draco.
- A wiesz, że Neville Longbottom oświadczył się mi i
zamierzam go niedługo poślubić? – zapytała mówiąc ironicznie. – Myślę, że
przyjmę jego oświadczyny, co o tym sądzisz?
- Yhym. – burknęłam pod nosem.
- Ty mnie wcale nie słuchasz Hermiono! – krzyknęła odchodząc
od stołu.
Może miała trochę racji, ale żebym ja nie słuchała to musiał
się stać jakiś cud, tak?
***
Kolejny dzień przyniósł mi to samo od życia. Najpierw
zajęcia, potem kolejne i tak dalej… Nie minęło 3 godziny odkąd poszłam na
ostatnie zajęcia, a kiedy przechodziłam przez dziedziniec transmutacji,
zobaczyłam coś bardzo niepokojącego, a zarazem rozśmieszającego:
- Przestańcie już! Koniec, ok! – wrzeszczał jakiś uczeń.
Wtargnęłam w wielki tłum, a mój wzrok przykuł uwagę Crabe’a,
wiszącego w powietrzu, a obok niego stali dwaj gryfonowie, którzy byli dość
znani w szkole:
- Fred…George? – wymieniłam ich imiona niepewnym głosem.
- Co Hermiono? – zapytali mówiąc jednocześnie.
- Wiem, że za jedną minutę, będę żałować tego pytania, lecz
co wy tu wyprawiacie? – spytałam próbując się uspokoić.
- Usłyszeliśmy, jak jakiś gryfon krzyczał, aby ktoś mu
pomógł, bo Crabe’a zaczął walić w niego Drętwotą. – tłumaczył Fred.
- Musieliśmy mu dać jakąś nauczkę, ale nie wiedzieliśmy
jaką, dopóki… - zaczął mówić George, lecz przerwał mu Fred.
- Jakiś Krukon uczył się zaklęcia Levicorpus i nie chcący
walnął w Crabe’a. – dokończył Fred.
- Rozumiem. – przytaknęłam odchodząc od nich.
***
Chciałam szybko
znaleźć Neville’a, ponieważ on był mi potrzebny. Szukałam go wszędzie, choć nie
w dormitorium. Wparowałam w pośpiechu do dormitorium, aby dowiedzieć się od
Neville’a, czy istnieje jakieś zielsko na zapomnienie jakiegoś wydarzenia.
Siedział spokojnie przy kominku na kanapie, gdy ja szukałam go prawie po całej
szkole:
- Neville! Szukam cię po całej szkole! – krzyknęłam łapiąc
za poduszkę i rzucając prosto w gryfona.
- Aua! To boli Hermiono. – jęknął Neville. – Nie wiem czy
takie coś istnieje, ponieważ nigdy nie używałem czegoś takiego.
- Co? To jestem w kropce. – westchnęłam siadając obok niego.
– Co tam podjadasz? – zachichotałam patrząc się.
- To są moje babeczki, które upiekłem. – oznajmił gryfon
podając do ręki babeczkę. – Chcesz spróbować, są czekoladowe.
Nie byłam pewna czy to dobry pomysł, żeby użerać się
babeczkami, ale z jednej strony chciałam spróbwać, lecz z drugiej już mniej.
Przecież ja nigdy siebie nie słucham, więc po co mam teraz:
- A daj spróbować. – chwyciłam prędko za babeczkę i ugryzłam
kawałek.
Smakowała bardzo dobrze. Czułam chyba… cynamon, ale po
chwili dziwnym trafem stało się ciemno…
***
Obudziłam się w łazience, a dokładniej w łazience prefektów.
Wszystko było rozmazane i takie krzywe. Chciałam udać się do wyjścia, choć nie
udało mi się, bo poślizgnęłam się o kałużę. Niespodziewanie spadłam prosto w
ramiona jakiegoś ślizgona. Postawił mnie do pionu. Przetarłam kilka razy oczy,
a ujrzałam…Draco Malfoy’a:
- Nie bój się mnie Granger, ja tylko… - przerwałam mu,
ponieważ wcale mi się to nie podobało.
- Co? Co się stało? Co ty tutaj robisz, albo co ja tutaj
robię? – spytałam panikując.
- Ci… - położył swój palec na moje usta, co było lekko
stresujące i niezręczne. – Chcę tylko, żebyś mi powiedziała, czy ty mnie lubisz?
- To dosyć ciężkie pytanie. – oddaliłam się od niego, choć i
tak ślizgon podbiegł do mnie. – Nie jestem pewna.
Draco stał w bezruchu jakieś 5 minut, po czym dodał:
- Rozumiem cię, lecz bardzo chcę poznać prawdę. – westchnął.
– Choć tutaj. – zaprowadził mnie do kąta, a to co zrobił zszokowało mnie.
Popatrzył się na moje usta, a ja na jego. Przybliżył się
niebezpiecznie, a ja ponownie próbowałam się oddalić. Niestety nie umiałam…
Lekko przysunął się i zrobił pierwszy krok całując mnie namiętnie. Poczułam się dobrze, bardzo dobrze… czułam się wolna. Pocałunek nie trwał długo, więc ja musnęłam jego malinowe
usta patrząc mu się w jego szare, błyszczące oczy. Ta niezapomniana chwila
mogła dla mnie trwać wiecznie…